Chirurg z głową, sercem i jajami

Dlaczego chirurgia?
Nie nadaje się na lekarza od pigułek.  Jestem z tych, którzy potrzebują działania, tempa, adrenaliny i… natychmiastowych efektów. Operacje dają taką możliwość. W kilka godzin ratuje się dziecku zdrowie albo życie. Ze stanu lęku i beznadziei przechodzi się w radość z udanego zabiegu. Dziecięca chirurgia od dorosłej różni się tym, że jeden chirurg musi mieć wiedzę dotyczącą zarówno głowy, twarzy, jak i klatki piersiowej, brzucha czy kości.
Dzięki tak szerokiej wiedzy przez lata uratowałem tysiące dzieci – po wypadkach, chorych czy z wadami wrodzonymi. Od noworodków po nastolatków.
Najmniejsze operowane dziecko, miało 430 gram!
Kiedy podczas rządowej wizyty w Szpitalu, żona jednego z polityków  zapytała mnie, jak zdołałem operować tak maleńkie dziecko, zażartowałem wtedy:
– Włożyłem okulary, żeby zobaczyć, gdzie dziecko leży. A potem już poszło.
Bez poczucia humoru ciężko uprawiać tak poważny i trudny zawód, który wymaga wiedzy, zaangażowania, intuicji i odporności.  Bo czasem zdarzało się tak, że wchodziłem na salę operacyjną o 8 rano, a wychodziłem po północy. Kiedy zdejmowałem maskę, anestezjolog śmiał się, że nieźle zarosłem przez ten czas.

Życie górą
Gdy do szpitala jedzie dziecko z wypadku, sala operacyjna jest już przygotowana,  a ja wiem, że tylko błyskawiczną diagnozą mogę wyprzedzić śmierć. Tak było, kiedy na SOR trafił 10-letni chłopiec z czołowego zderzenia.  Pozornie niewiele obrażeń, ale dostrzegam pęczniejący brzuch. Natychmiast otwieramy jamę brzuszną, która jest po brzegi wypełniona krwią. Muszę działać  szybko. Sprawdzam – wątroba cała, żołądek cały, nerki całe. Znajduję urwany kawałek jelita. Wiem, co robić i życie zwycięża.
Medycyna poszła bardzo do przodu. W olsztyńskim Szpitalu Dziecięcym mamy świetny OIOM. Tam trzeba się zaprzeć, żeby umrzeć.
Mimo emerytalnego wieku, co roku wraz z zespołem moich lekarzy  podpisuję kontrakt ze szpitalem. Dyrekcja wie, że nasi specjaliści zrobią wszystko, aby wykorzystać każdą szansę na uratowanie życia.

Zawał na Pacyfiku
Miałem być marynarzem, a nie chirurgiem. Lecz kiedy ojciec zobaczył, że jego dwaj synowie bliźniacy, śladem starszego brata, złożyli podania do Wyższej Szkoły Marynarki, kazał nam natychmiast wycofać papiery. We mnie od zawsze widział lekarza.

Ale życie przyniosło mi okazję, aby te dwie profesje połączyć. Zdobyłem certyfikat lekarza medycyny morskiej tropikalnej i w 1984 roku wypłynąłem w pierwszy rejs z Morza Śródziemnego do Zatoki Perskiej w charakterze lekarza okrętowego. Potem były jeszcze trzy kolejne rejsy, w tym dwa dookoła świata.  Najbardziej obawiałem  się zawałów, ponieważ kardiologia nie była moją specjalizacją. Poszedłem więc do Michała Dowgirda, olsztyńskiego kardiologa i mówię:
– Naucz mnie leczyć zawały w 15 minut.
A on na to:
– A Ty nauczysz mnie w kwadrans operować wyrostek?
Dał mi leki oraz instrukcję, z której zrobiłem sobie 5 kopii i miałem je wszędzie na statku – w kajucie, przy torbie, gdzie się dało.
Podczas rejsu dookoła świata bosman miał zawał i okazało się, że dzięki tej ściądze uratowałem człowiekowi życie. A kiedy wróciliśmy do rodzimego portu witano mnie z honorami.


Zdrowie jest najważniejsze
To proste zdanie jest kwintesencją całego mojego życia zawodowego. Jestem lekarzem ponad 45 lat, a od 3 kadencji również  radnym sejmiku. Do polityki wszedłem po to, aby móc realnie poprawiać stan służby zdrowia. Bo żeby skutecznie leczyć, potrzeba dobrego sprzętu. To zaś wiąże się ze zdobywaniem funduszy.  Jako lekarz nie miałem takich możliwości.
Dziś dzięki moim działaniom szpital ma nowe południowe skrzydło. W tej czteropoziomowej części znajduje się  centralna sterylizatornia, blok operacyjny z salą wybudzeń, oddział rehabilitacyjny z ośrodkiem dziennego pobytu, oddział wielospecjalistyczny, pediatrii, patologii noworodków i pacjentów z wadami wrodzonymi.
W maju ruszyła kolejna budowa i modernizacja skrzydła od ul. Żołnierskiej, gdzie już w 2020 roku mieścić się będą cztery oddziały.
Działając w samorządzie, mam okazję wpływać na jakość służby zdrowia. Chcę wspierać nie tylko dzieci, ale również seniorów, którzy powinni mieć łatwy i bezpłatny dostęp zarówno do pomocy lekarskiej, jak i niezbędnych leków.
Dla bezpieczeństwa dzieci, diety radnego przeznaczyłem na zakup 215 kasków rowerowych 24 tysięcy opasek odblaskowych, które rozdaliśmy w szkołach.
Lekarz w samorządzie czasem jest po to, aby przypominać, że choć ważne są dobre drogi, miejsca pracy i rzetelna edukacja to jednak najważniejsze jest zdrowie. Bez niego ani rusz.

 

Wszystkie dzieci nasze są
Czasem pytam ludzi, co jest w życiu najważniejsze. Niektórzy długo myślą. A ja im wtedy podpowiadam: Dzieci. Dla dzieci zrobimy wszystko, im oddamy swoje zdrowie. Uważam, że wszystkie dzieci zasługują na ten sam poziom leczenia, niezależnie, gdzie mieszkają. Dlatego postanowiliśmy wesprzeć chirurgów z Ukrainy i nauczyć ich zabiegów laparoskopowych. Najpierw oni przyjechali do nas, aby obejrzeć, jak wykonujemy takie zabiegi. A kiedy zdobyli potrzebny sprzęt, wtedy my wyruszyliśmy na Ukrainę, aby ich szkolić. Pamiętam przypadek noworodka, który miał przepuklinę przeponową. Przepuklina przeponowa oznacza, że  z powodu dziury w przeponie, dziecko rodzi się z jelitami w klatce piersiowej, a to jest dużym zagrożeniem dla życia dziecka. Usunęliśmy tę wadę zabiegiem laparoskopowym i dziś dziecko jest już zdrowe i dobrze się rozwija.
Dzięki nam, między lutym a kwietniem 2018 roku wykonano tam aż 208 zabiegów laparoskopowych.
Wieść o nas rozeszła się bardzo szybko na Ukrainie i odezwały się inne szpitale z pytaniem o podobne szkolenie. Niestety, nawet gdybym chciał, nie mogę być jednocześnie wszędzie, dlatego poradziłem im, aby uczyli się od siebie. Bo każda misja musi mieć finał. Naszą misję zakończy listopadowe szkolenie dla lwowskich chirurgów – tym razem nieco trudniejsze przypadki.

Opowieść Tadeusza Politewicza
https://www.facebook.com/Tadeusz-Politewicz-Chirurg-Dzieci%C4%99cy-234704137101986/

Aga Kacprzyk, Słowo Daję