Potrafię uruchomić swój wewnętrzny czołg

Opowieść o sobie mogłabym zacząć na wiele sposobów.

Na przykład od tego, że będąc dorastającą dziewczyną marzyłam o byciu fryzjerką, co nie mieściło się w scenariuszu, jaki napisali dla mnie rodzice. Byłam jednak tak uparta, że na egzaminie do liceum  oddałam osłupiałej komisji trzy śnieżnobiałe i kompletnie puste kartki, byle tylko zacząć jak najszybciej uczyć się fachu.

Ale równie dobrze wstępem do mojej historii, mogłaby być scena, w której oświadczam się mojemu mężowi, ale ją wykorzystam może kiedyś w książce.

Zacznę więc od tego, że w życiu nie przywiązuję się do żadnego tytułu i stanowiska. Najpierw zostałam nauczycielką, kończąc pedagogikę, potem doradcą zawodowym, następnie socjoterapeutką i wreszcie psychoterapeutką Polskiego Instytutu Psychoterapii Integratywnej w Krakowie, a obecnie studiuję w Laboratorium Psychoedukacji, poszerzając swoje kwalifikacje do prowadzenia warsztatów grupowych. Mimo licznych szkół, tytułów i certyfikatów, jestem niczym Irena Kwiatkowska – żadnej pracy się nie boję. Jednego dnia wygłaszam odczyt w auli, a drugiego stanę w kuchni i ugotuję grochówkę dla wojska.

Dlaczego dla wojska?
Tak mi przyszło do głowy, bo niegdyś byłam niczym Rudy 102 z „Czterech Pancernych” – nic mnie nie mogło zatrzymać, a słowo „niemożliwe” w moim słowniku po prostu nie istniało. Wraz z doświadczeniem nabrałam pokory, ale kiedy naprawdę mi na czymś zależy, potrafię uruchomić swój wewnętrzy czołg i dopiąć swego.

Trudno więc w kilku zdaniach opowiedzieć o sobie, bo przecież składamy się z wielu opowieści. Polepieni jesteśmy z predyspozycji genetycznych, światopoglądu i metod wychowawczych naszych rodziców, wpływu środowiska czy  wartości kulturowych. Ale najważniejsze, aby wiedzieć, co nas wzmacnia, przynosi radość i poczucie sensu.
Właśnie ta ciekawość siebie oraz drugiego człowieka zaprowadziła mnie na studia psychoterapeutyczne, którym towarzyszyła moja własna terapia. Dziś mogę powiedzieć, że terapia jest najbardziej fascynującą drogą do samego siebie – czasem bolesną, zdumiewającą, a co najważniejsze, drogą, na której końcu czeka na nas wielka nagroda. To wewnętrzny spokój, harmonia i poczucie, że wiem, kim jestem i czego pragnę. Kiedy sama tego doświadczyłam,  zapragnęłam z całego serca dzielić się swoją wiedzą z innymi, towarzyszyć im w odkrywaniu swoich potencjałów, marzeń, ale i miejsc wrażliwych czy ograniczeń.
Dziś swój czas dzielę między pracę z klientami, dom rodzinny i własny rozwój.
Oprócz ludzi, kocham też zwierzęta i naturę. W wolnych chwilach gotuję albo maluję obrazy, obie te czynności wykonując czysto intuicyjnie, ale za to z jaką frajdą! Znajomi mówią: „Magda kalosza do garnka wrzuci, keczupem doprawi i będzie kolacja”, ponieważ rzeczywiście potrafię ugotować coś z niczego.
I choć w pracy z klientami nie improwizuję tak jak w kulinariach – jedna rzecz na pewno łączy moją kuchnię i mój gabinet psychoterapeutyczny – w obu przypadkach nie działam według przepisu. Gotując, swobodnie mieszam rozmaite składniki, a w pracy z drugim człowiekiem, łącze różne psychoterapeutyczne nurty, wierząc, że każdy z nas jest niepowtarzalną jednostką i potrzebuje indywidulanego podejścia. Rozkładam więc parasol i razem ruszamy w podróż w nieznane.

tekst opublikowany na stronie:

Home