Prezes z Chmielu

Nie mogę znaleźć dla siebie miejsca, obijam się o meble, zalewam się z rana łzami, albo wpadam w furię z powodu przypalonej zupy, siejąc w domu popłoch. Wszystko przez długowłosego brodacza w kapeluszu, który zupełnie niechcący obudził we mnie namiętność i już nic nie jest jak dawniej. Naprawdę.
Ryszard Krzeszewski, bieszczadzki zaklinacz koni, znany pod pseudonimem „Prezes” skradł mi serce już rok temu. Pamiętam, że usiadłam przy nim pierwszego wieczoru i zasypywałam go pytaniami niczym śledcza z FBI. Potem wyjechał i nie zdążyłam go bliżej poznać. W tym roku przez całe siedem dni mogłam go słuchać, obserwować, wciągać do rozmowy. Byłam jak opiłek żelaza, który lgnie do magnesu. Kiedy tylko Prezes zjawiał się na horyzoncie, moja uwaga koncertowała się na nim. A to dlatego, że jego historia życia inspiruje mnie tysiąc razy bardziej niż przemówienia wszelkiej maści coachów, trenerów czy mówców motywacyjnych.
Wyobraźcie sobie Polskę lat 70.i dwudziestoletniego pracownika łódzkiej fabryki, który wyrusza z plecakiem w góry, aby z Krynicy Górskiej samotnie dojść piechotą aż w Bieszczady. Zakochuje się w nich od pierwszego pejzażu, rzuca pracę w fabryce i tam wraca, aby wybudować z brzozowych pali oraz folii szałas i żyć ze zbierania leśnego runa. Wewnątrz szałasu konstruuje piec z kamieni i cegieł i mieszka tak przez okrągłe dwa lata, dopóki straż graniczna nie uzna go za przestępcę. Nie ma meldunku, ani adresu! Musi więc wracać do Łodzi, wyjeżdża do USA, ale jego serce bije w Bieszczadach. Wreszcie na początku lat 80. kupuje w Chmielu las. Zaczyna go wycinać i żyje ze sprzedaży drewna. Przez niemal kolejną dekadę buduje stajnię z częścią mieszkalną, a kolega oddaje mu pod opiekę psa, konia i kilka kóz. Wkrótce kupuje Kiwi – klacz od której zaczyna się jego hodowla. Dziś to aż 19 koni, z których 15 albo i lepiej to potomkowie praprababki Kiwi. Czasem przed snem rysuję w głowie drzewo genealogiczne końskiego rodu.
Córka Kiwi  – Kama – odeszła w zeszłym roku, druga –  Kiri – wciąż pasie się na łące, a trzecia – Kaja – jeszcze tej jesieni jeździła z nami w teren. Stajnia Ryśka jest przyczółkiem wolności, do którego latem zjeżdżają znajomi, a on – już po trzydziestce – samodzielnie  uczy się naturalnych metod pracy z końmi, ich języka, wreszcie westernowej jazdy – wszystko od zera.
Dekadę później, na początku lat 90. gdy zagroda w Chmielu wreszcie jest gotowa, poznaje młodą studentkę KUL-u, a wkrótce rodzi się im syn.
– Wyobraź sobie niemowlę, spartańskie warunki i wieczory przy świeczkach  – opowiada mi przy ognisku Asia, żona Prezesa – mieszkaliśmy w stajni, bez prądu i wody, a ja, dziewczyna z miasta, prałam w Sanie pieluchy.
I nagle wybucha pożar. W biały dzień, w kwadrans pali się wszystko, co Prezes budował przez wszystkie lata razem z rzeczami oraz pieniędzmi. Ocaleją  tylko oni i zwierzęta, które się pasą na łące.
Joanna z dzieckiem wraca do miasta, a Prezes rozstawia tipi i przez kolejną dekadę własnymi rękami buduje dom i pensjonat. Cztery lata po pożarze gotowa jest piwnica, więc do Chmiela sprowadza się ponownie Asia z Kubą, a Prezes zaczyna organizować obozy konne.
W 2001 roku, kiedy u mnie w akademiku hula internet, oni spędzają wieczory przy świeczkach!
Ale dziś, w 2019, ich posiadłość to aż trzy budynki na 60 gości, stajnia na 20 koni, hektary łąk i lasów, wspaniała kuchnia, tradycja i atmosfera, która sprawia, że zanim wyjedziesz, już chcesz wracać.

Po dwóch tygodniach od przyjazdu z Chmielu, okazuje się, że i ja zostawiłam tam kawałek serca, a bieszczadzki zaklinacz koni zwany Prezesem stanął na mojej drodze nieprzypadkowo. Mówi się, że mistrz zjawia się wtedy, gdy jesteś na niego gotowy. Ja potrzebuję powrotu do źródeł, w którym oferta współczesnej cywilizacji może być krótkotrwałą przygodą. Moje miejsce jest w naturze, blisko ziemi, pośród zieleni, w brzęczeniu owadów i szczebiocie ptaków. W prostocie. Bez make upu.
I zrobię wszystko, aby tak się stało.
A dziś lecę pogalopować po naszych łąkach, bo trudno o coś piękniejszego niż fruwanie nad trawami na falującym końskim grzbiecie.

Fotografia Prezesa:
Jarosław Poliwko